Kiedy w czasie spotkań towarzyskich zadają mi ciągle to odwieczne pytanie: „Czym się zajmujesz?”, niezmiennie daję tę samą odpowiedź: „Jestem mamą”.
fragment książki
Po książkę „Mama na pełen etat” sięgnęłam z ogromną życzliwością. Wybrałam ją jako lekturę do recenzji, bo osobiście jestem zdania, że wychowanie dzieci to jedna z najbardziej sensownych prac w naszym życiu. Pomyślałam i napisałam „prac”, bo TO nie dzieje się samo. Dzieci nie uczą się same trzymania widelca, picia z kubka, rozróżniania kolorów, liczenia, jeżdżenia na rowerze i mnóstwa innych rzeczy. Zwykle towarzyszą im w nabieraniu tych umiejętności rodzice – we wczesnym dzieciństwie w większej ilości czasu zwykle mamy. Dlatego jestem przekonana, że to znacząca rola kształtowania nowej osobowości.
Lisa M. Hendey w swojej książce pokazuje nam, że bycie mamą i tylko bycie mamą (bez żadnego dodatkowego tytułu zawodowego) to godna i ciężka praca. I że to także spełnienie swoich ambicji. Przekonuje nas, że nie trzeba się wstydzić tego, że poza byciem mamą nie jesteśmy kimś jeszcze, jakby to zawsze była ta ważniejsza rola. Lubimy sobie w dzisiejszych czasach mnożyć zadania i cele, być wciąż zajętym. Ale czy to świadczy o naszej wartości? Czy wychowywanie dziecka jest mniej wartościowe niż na przykład zarządzanie zespołem? A jeśli według was jest, to zapytajcie siebie – dlaczego?
„Mama na pełen etat” doskonale dzieli na rozdziały nasze osobowości. Serce, umysł, ciało i dusza mówią różnymi głosami. Książka pokazuje, jak je pomieścić w byciu mamą. Mocno odwołuje się do znaczenia Boga w roli mamy, co nie powinno nas dziwić w książce wydawnictwa „W drodze”. Autorka rozdaje nam zadania domowe, które umocnią i pomogą nam lepiej odnaleźć się w pełnieniu swojej rodzinnej funkcji.
To lektura zarówno dla obecnych, jak i przyszłych mam w każdym wieku. Pokazuje wagę bycia w tej roli i daje wskazówki, jak pełnić ją jak najlepiej. Przede wszystkim trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, co dla mnie znaczy bycie mamą? Czy widzimy je jak bohater w książce „Dziecko Noego”? Eric-Emmanuel Schmitt napisał w niej: „Nie pytajcie mnie, jak wyglądała moja matka: czy można opisać słońce? Z mamy promieniowało ciepło, siła, radość. Bardziej pamiętam te odczucia niż rysy jej twarzy. Przy niej śmiałem się i nic złego nie mogło mi się przytrafić.”
Karina Dawidowska