Po co nam łamigłówki? Właściwie, myślałem, ich rozwiązywanie służy zabijaniu czasu przez więźniów, emerytów lub Osoby Nudne – z całym szacunkiem do drogi życiowej członków każdej z tych grup. W sytuacji braku perspektyw, marzeń lub, w najlepszym razie, lęku przed ich realizacją mogą, w tym sensie, być przydatne, ale żebym ja miał je rozwiązywać? – niedorzeczność. Jak jedziesz przez tydzień koleją transsyberyjską nad Bajkał – no może – ile w końcu można skubać słonecznik, patrzeć na brzozy za oknem i „bratać się” ze współtowarzyszami podróży. Ale tak na co dzień? Bez przymusu, po prostu usiąść na kanapie i rozwiązać sudoku? Bezproduktywna czynność wzmacniająca, w bardzo specyficznym, ograniczonym zakresie zdolności analityczne naszego mózgu! A jako człowiek w przeszłości mocno niedoceniający wagę swoich prawdziwych uczuć i marzeń i starający się zrozumieć życie tylko i wyłącznie z racjonalnego punktu widzenia (co, oczywiście, musiało zakończyć się przejściową porażką) – miałem lekki wstręt przed ponownym zwróceniem się w tym kierunku. No i jak to często bywa, życie znowu miało nauczyć mnie pokory.
Nieuświadomione potrzeby mają tendencję do rządzenia nami, dopóki nie zdamy sobie z nich sprawy i nie docenimy ich znaczenia. Podobnie było i w moim przypadku – jak już zacząłem łamigłówki rozwiązywać wciągnęły mnie do tego stopnia, że przez kilka wieczorów zaniedbałem obowiązki domowe. Są naprawdę ciekawe i różnorodne. Przypomniały mi się czasy ze szkoły, kiedy uwielbiałem mierzyć się z różnymi zadaniami matematycznymi i przyjemność z używania głowy, która się z tym wiązała. Nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć. Chodzi po prostu o samą umysłową gimnastykę, podobnie jak chodzenie na siłownię, jazda na rowerze czy bieganie niekoniecznie muszą służyć jakiemuś konkretnie założonemu celowi, ale często sprawiają, że czujemy się znacznie lepiej – pojawiają się ożywcze endorfiny, spada napięcie, jesteśmy bardziej sprawni na co dzień. I tutaj podobnie – jak déjà vu wlały mi się do głowy wszystkie korzystne efekty bardziej intensywnego używania mózgu (kiedyś, szczególnie wyraźnie odczuwane przeze mnie w czasie sesji egzaminacyjnych na studiach) – umysłowa lekkość i sprawność, taka „jasność umysłu”. No a teraz dołączyła do tego łatwość intelektualnych dyskusji z niektórymi, dość mocno racjonalnie nastawionymi do życia klientami. Oczywiście, najczęściej nie da się ich problemów rozwiązać na tej płaszczyźnie, ale o wiele trudniej nawiązać dobry kontakt z informatykiem przechodzącym przez kryzys małżeński, jeśli przynajmniej na pierwszej sesji nie jesteśmy w stanie podjąć wyzwania intelektualnego przedyskutowania tego problemu. Głowa pracuje wtedy na najwyższych obrotach.
Tak więc okazało się, że jednak to lubię i sprawia mi to przyjemność – tym bardziej, że ta książka oferuje łamigłówki zarówno dla lewej, jak i prawej półkuli mózgu. Te drugie wymagają często większego zaangażowania wyobraźni przestrzennej, przewidywania kolejnego elementu w danym ciągu znaków (moje ulubione!). Dostajemy do dyspozycji 50 zadań – sprytnie przemyślany trening, system wspierania harmonijnego rozwoju naszego mózgu. Wszystko po to, żeby jak najlepiej korzystać z obu półkul, aby nasz mózg pracował w równowadze. Jak obiecują autorzy: Gdy już rozwiążesz wszystkie łamigłówki z tej książki (…) Nauczysz się lepiej myśleć. I to właśnie poczułem, i to mnie przekonuje. A przy okazji poczucie, że ja sam też jestem, w pewnym sensie, więźniem, emerytem i Osobą Nudną jednocześnie – bezcenne!