Usłyszeć wewnątrz głos płaczącej Ziemi
Thich Nhat Hanh

Do not waste your suffering
(Nie zmarnuj swojego cierpienia)
Eduardo Duran

Mamy przecież coś do zaoferowania oprócz strachu
Kaira Jewel Lingo

Kiedy wchodzisz do lasu, przedstaw się. Sprawdź, czy to dobry moment na spotkanie. Uszanuj odmowę. Jeśli jednak wejdziesz, pamiętaj, że jesteś w relacji – ty i las (jezioro, łąka, góry, życie). Częstuj się – weź jednak tyle tylko, ile potrzebujesz, żeby nakarmić siebie i Twoich bliskich. Nie marnuj tego, co zabrałaś, zabrałeś. Upewnij się – biorąc, że pozostawiasz wystarczająco dużo i dla innych – ludzi, zwierząt, roślin. Nie krzywdź lasu (jeziora, łąki, gór, życia). Jesteście w relacji, Twój podarunek dla życia (lasu, jeziora, łąki, gór) jest podarunkiem dla Ciebie. Twoja krzywda dla życia jest krzywdą dla Ciebie*.

Usłyszałam niedawno modlitwę rdzennej ludności plemienia Lakota, która brzmi: „Wszyscy jesteśmy spokrewnieni”.

I o przypominaniu sobie o tym było dla mnie życie w 2020 (i jest nadal), o tym też jest dla mnie książka Robin Wall Kimmerer „Pieśń Ziemi”, którą zapraszam do tego tekstu.

*
Pamiętacie marzec? Pomału budziła się ciepła, słoneczna wiosna, magnolie zakwitły dość wcześnie, drzewa mirabelek, lipy, krzewy czarnego bzu, wszystko po kolei, w swoim rytmie czerpało życie ze słońca, ziemi, wody. A myśmy zatrzymali się w domach. Nie jeździły auta, na ulicach bardzo było cicho. Obserwowałam ptaki, było ich tak dużo, że czasami miałam wrażenie, że to ponownie my – ludzie jesteśmy gośćmi w ich świecie (przyjęcie takiego założenia – że to człowiek jest gościem w świecie zwierząt, roślin i minerałów może mieć swoje głębokie i uzdrawiające konsekwencje dla wszystkiego, co żyje).

To była tak duża różnica dla wielu z nas, że trudno było ją opowiedzieć. To pewnie była też bardzo duża różnica dla Ziemi (pokazuje to choćby fakt, że w 2020 roku trochę później niż zwyczajowo dotarliśmy do momentu, kiedy zabieraliśmy Ziemi więcej, niż mogła nam ona podarować. W tym samym roku jednak, bliżej zimy, po raz pierwszy w historii Ziemi masa technosfery osiągnęła wyższe wartości niż masa biosfery).

To wszystko było takie nowe. A potem zrobiło się coraz bardziej przewlekłe. I bardzo różnie sobie z tym radziliśmy.

*
Wall Kimmerer jest kanadyjską naukowczynią, botaniczką i członkinią plemienia Patawatomi. Żywą relację ze swoim dziedzictwem nawiązała już po tym, jak ukształtowała ją zachodnia opowieść o Ziemi, którą czynimy sobie poddaną, nieczęsto reflektując konsekwencje tej narracji. Opowieść o Początku, z której wyrosły Pierwsze Narody mówi o życiu inaczej. Słyszymy więc o tym, jak oceany i zwierzęta ocaliły życie i podarowały Ziemię Skywoman – człowiekowi z Nieba, który to chcąc okazać wdzięczność za ten dar wysiał na Ziemi roślinność, czyniąc ją żyzną i obfitą w pokarm dla wszystkich. Jest to więc narracja o wzajemności (i ta wzajemność – reciprocity jest tutaj kluczowa). Życie jest darem, który służy nam wszystkim (wszystkim gatunkom zwierząt, w tym ludziom, wszystkim gatunkom roślin, wszystkim minerałom), a Ziemia jest gościnna i hojna i należy do siebie (w tym kontekście każde prawo własności do ziemi warto by poddać refleksji).

To również opowieść o tym, że nosimy serce, które widzi życie, wie jak troszczyć się o nie mądrze, z wdzięcznością dla Ziemi i z szacunkiem dla wszystkich, nie tylko ludzkich, przejawów życia. Przyjmując, że wszyscy jesteśmy spokrewnieni (na najprostszym z poziomów rozumienia: Twoje życie nie byłoby możliwe, gdyby nie życie bakterii, wody, zwierząt, roślin i minerałów, które były tu przed Tobą i które żyją z Tobą teraz), naturalna wydaje się chęć odpowiadania ze współczuciem i troską na krzywdzące i bolesne dla życia działania jednego z najmłodszych gatunków na Ziemi – homo sapiens (szczególnie tych z nas, którzy zapomnieli swoją więź z życiem). Jesteśmy równie ważni jak drzewa, ptaki, rzeki, oceany i skały. I jednocześnie jesteśmy wyłącznie odpowiedzialni za niszczenie bioróżnorodności planety, na której gościmy. Zapomnieliśmy skąd i dlaczego tu jesteśmy.

*
Wszystko, co jest istnieje dlatego, że jest wszystko inne. Afrykańczycy powiedzą ubuntu („jestem tu, bo ty tu jesteś), buddyści opowiedzą o Sieci Indry, biolodzy, ekolodzy – o bioróżnorodności.

W świecie widzianym oczami Pierwszych Narodów źdźbło trawy, klon i rzeka są naszymi siostrami i braćmi. Dlatego też nie traktujemy ich przedmiotowo, nie decydujemy za nie, nie rościmy sobie prawa do posiadania/własności, a jeśli decydujemy się karmić ich życiem, dbamy jednocześnie o to, żeby chronić gatunek, który nas karmi. Bo nigdy nie chodzi tylko o nas (o osobnych nas).

W „Pieśni Ziemi” przeczytacie i o tym, jak język wchłania nasz antropocentryczny sposób widzenia (a co za tym idzie i traktowania) istot, które nie należą do naszego gatunku (rzecz jasna również w obrębie własnego gatunku potrafimy zapominać o własnej i cudzej podmiotowości). Na naszym zachodnim podwórku pomału zaczynamy rozumieć (czasami doświadczać) tego, że zwierzęta są pełnoprawnymi żywymi istotami z przynależnymi im prawami, że czują i cierpią. Czasami staramy się więc brać odpowiedzialność za czynione przez nas cierpienie i działać na rzecz zmniejszenia zwierzęcego bólu. Czytamy też trochę książek o drzewach i czasami lubimy się do drzew przytulić. Pewnie jednak nieczęsto pytamy, czy drzewom to służy (i komu służy to, co proponujemy zwierzętom). W świecie Wall Kimmerer podmiotem jest człowiek, ale również rzeka, staw, niebo, gwiazdy, wiatr. Zaimek „to” (it) przestaje mieć rację bytu. We wszystkim płynie życie. Wszystko, co jest zbudowane jest z pierwiastków Ziemi. Wszystko, co jest jest dlatego, że zostaliśmy (homo sapiens) ugoszczeni na Ziemi i zaproszeni do wspólnego wzbogacania życia. To, co jest nie jest więc rzeczą, jest życiem, dlatego w języku patawatomi (ale i w pozostałych językach rdzennej ludności obu Ameryk, Afryki i Nowej Zelandii**) w zasadzie nie ma rzeczowników, a język opowiada o życiu poprzez procesualne czasowniki. Czasownikiem jest więc rzeka – a raczej „bycie rzeką, przejawianie się rzeki”, czasownikiem jest „drzewo” – „bycie drzewem, stawanie się drzewem”, „stawanie się jeziorem, trawą, słońcem, bycie kamieniem, bycie życiem”. „Kobieta” czy „mężczyzna” również nie są zamknięci w rzeczownikach. To by zapraszało do myślenia, że nie mogą być nikim innym poza swoją płciową, czy nawet gatunkową, rolą. Powiemy więc raczej „tutaj dzieje się teraz kobieta”, „tutaj dzieje się teraz mężczyzna”. Ten rdzennie mądry świat nie potrzebuje zresztą binarnych podziałów, nie zamyka, nie kategoryzuje. Bo wszystko, co jest jest puste (puste osobnego „ja”, osobnej kategorii, jednorodnej diagnozy) i nietrwałe (w ciągłej przemianie, w stawaniu się, we wzajemnym przenikaniu).

Eduardo Duran – wykształcony na Zachodzie doktor psychologii i psychoterapeuta pracujący z ludnością rdzenną różnych kontynentów, podczas swojego wystąpienia na konferencji „Compassion in Therapy” organizowanej przez The Awake Network powiedział:

Nie jesteśmy oddzieleni od Ziemi. Jeśli doświadczamy traumy, dotyka ona i jej, Ziemi, naszej Matki. Jeśli traumatyzujemy wodę, jedzenie, stwarzamy gniew: wodę, która zawiera gniew i jedzenie, które zawiera gniew. Pijąc tę wodę i jedząc ten pokarm stwarzamy gniew w sobie.

Uzdrawiając traumę naszego życia, przyczyniamy się do uzdrawiania traumy Ziemi. Uzdrawiając traumę Ziemi, przyczyniamy się do uzdrawiania traumy naszego życia.

*
W 2020 roku uczyłam się od Ziemi ufności. Obserwowanie i doświadczanie nietrwałej natury życia zapraszało mnie do rozumienia i doświadczania tego, że i cierpienie ma podobną naturę. To, co było o stabilności i co pomagało mi się gruntować, było więc obserwowaniem rytmu Ziemi – tego, że więcej słońca przynosi więcej zieleni, że więcej deszczu przynosi więcej rozkwitu, że za dużo deszczu przynosi powodzie, a za dużo słońca susze (a potem pożary lub powodzie). Że jeśli nie przeszkadzamy mądremu tańcowi życia na Ziemi, to życie płynie, dokarmiając życie, a jeśli decydujemy się przeszkadzać życiu, dzieje się nam (dzieje się życiu) krzywda.

Jednocześnie, myślałam i o tym, że życie jest zawsze większe od nas. Ziemia potrafi przekształcić cierpienie, jakie generujemy, w swoim rytmie (który może zająć Ziemi miliony lat). Na przekształcenie naszego ludzkiego cierpienia mamy czasu trochę mniej. Potrafimy cierpienie dokarmiać, wtedy rośnie, potrafimy cierpienie przyjmować i przekształcać, wtedy dosilamy (nawozimy) to, co w nas żywe, co ważne, co bardzo jest pełnym, złożonym, wszechstronnym życiem. To jak w opowieści o dwóch strzałach: kiedy trafia nas pierwsza strzała, naturalnie czujemy ból (ból straty, ból choroby, ból śmierci). Często jednak w tę samą ranę wbijamy i drugą strzałę – wtedy cierpimy i to już jest niekonieczne. To jest o tym, w jakiej jesteśmy relacji do bólu – tu jest przestrzeń na współczucie, na oddech, tu rodzi się wolność.

W minionym roku i nadal, w wyniku nowego epidemicznego kontekstu, doświadczaliśmy, doświadczałyśmy i doświadczamy bólu i cierpienia, które pokazały i pokazują nam ułudę pewności (niemożność planowania, rytm i rutyny, które się rwą, konieczność odpowiadania na nowe obostrzenia, na kwarantannę, na utratę dochodu), ułudę osobności (nasze życie nie jest sprawą prywatną, moje zdrowie nie służy tylko mojemu dobrostanowi, moje decyzje wpływają na życie innych ludzi – i nie tylko ludzi), ułudę samowystarczalności, wynikającej z naszego zachodniego indywidualizmu (potrzebujemy się nawzajem, potrzebujemy wspólnot, bliskich relacji, nic, co żyje nie jest samowystarczalne i nie żyje w izolacji od sieci życia). To czasami jest dla nas za dużo i chcielibyśmy, chciały, żeby to, co minione (choć złudne), wróciło.

A życie przecież dokładnie takie jest, było takie i przed pandemią – zmienne, mijające, przemieniające się, cykliczne, nietrwałe, żywe, trudne i piękne w tym samym czasie. Mijają kolejne cierpienia, mijają kolejne przywiązania, mijają radości, mijają wzburzenia.

Doświadczenie nietrwałości i nie-osobności pomogło mi w minionym roku nie zgubić Ziemi (mówiąc językiem psychologii: gruntować się). Również wtedy, kiedy doświadczałam cierpienia (własnego i świata).

*
W 2020 wiele spotkań terapeutycznych odbyło się w parku. Czasami spacerowałyśmy, czasami siadaliśmy na ziemi. Czasami na pniu drzewa, czasem na ławce. Towarzyszyły nam drzewa i krzewy, towarzyszyły łabędzie i kaczki. Szczury, ptaki, wiewiórki, owady, deszcz, wiatr i słońce. Inni ludzie, dzieci, psy. Przestrzeń i schronienie między drzewami. Towarzyszyła nam Ziemia, doświadczanie jej mądrości i siły – poczucie oparcia dla naszych stóp (i ciał, i układów nerwowych), jej żyzność, jej umiejętność karmienia i przyjmowania tego, co w nas napięte. Przyjmowaliśmy dar oddechu od drzew, oddając im to, co nam nie służy, a co one potrafią przekształcić. Czasami dawałyśmy im podarunek naszego zachwytu i wdzięczności. Rozmawialiśmy o całkiem ludzkich sprawach – o tym, jak trudno jest odzwyczajać się od różnych pomysłów na życie, jak trudno jest przyjąć zmienną naturę wszystkiego, co jest, jak trudno jest towarzyszyć chorobie i samemu/samej chorować, jak trudno być z lękiem. Jak trudno jest tracić. I dla tego trudnego szukałyśmy, szukaliśmy gruntu. Gruntu (ziemi), która pomoże przekształcić cierpienie w większe zrozumienie i współczucie, ale i gruntu w nas, który pozwoli nam objąć to, co trudne, zrobić na nie przestrzeń, nie dokarmiać energią walki, nie odwracać głowy. Dać przestrzeń i oddech. Puścić. Rozluźnić się. A potem mądrze się zaangażować.

Zaufanie jest dla mnie pamięcią o tym, że również wtedy, kiedy boli, wiem, że życie jest większe niż doświadczenie bólu. Że nawet kiedy doświadczam niepokoju i cierpienia, głębiej jest stabilność i ugruntowanie.

Głębiej jest Ziemia, którą jestem, którą w sobie nosimy. Która nosi nas.

Ufanie jest też o tym, że jestem częścią sieci życia. Nigdy więc nie jestem sama. Mogę otworzyć się na przepływ życia we wszystkich jego manifestacjach: zarówno tych drzewnych, wodnych i zwierzęcych, jak i tych ludzkich – przyjaznych, wzbogacających, obecnych. A potem i na te trudne, bolesne, cierpiące i zadające krzywdę życiu – z intencją mądrego bycia, mądrego towarzyszenia, czerpiąc z tego, czego uczy mnie Ziemia.

*
W książce Thich Nhat Hanha „Każdy krok niesie pokój” znajduje się taki wiersz:

Zgubiłam uśmiech
ale
nie martwię się
nosi go teraz dmuchawiec

W minionym roku często do niego wracałam. Czasami trudno mi było pozostać w kontakcie z życiem, z jego żywym pięknem, z radością, z witalnością. Bywało i tak, że doświadczałam bezradności i głębokiego cierpienia. Wtedy jednak przypominałam sobie (lub prosiłam przyjaciół, żeby mi przypomnieli), że mój uśmiech nosi dmuchawiec. I to było wystarczająco dużo, żeby wrócić. I żeby odzyskać pamięć.

Maria Sitarska


Robin Wall Kimmerer, Pieśń Ziemi. Rdzenna mądrość, wiedza naukowa i lekcje płynące z natury, wydawnictwo Znak, przekład Monika Bukowska.

* Zasady „Odpowiedzialnych zbiorów”, o których pisze Wall Kimmerer dotyczą głównie naszego bycia w relacji z tym, co jest jeszcze w świecie dzikie, choć autorka próbuje rozszerzyć je i na sposób naszego bycia w świecie w ogóle: na to w jaki sposób kupujemy, w jaki sposób korzystamy z tego, co nam podarowane i w jaki sposób, żyjąc nasze zachodnie życie, możemy chronić zasoby Ziemi.

** Informacje dotyczące języków rdzennej ludności świata pochodzą z wystąpienia Eduardo Durana Decolonizing Therapy and Healing the Soul Wound podczas konferencji „Compassion in Therapy” organizowanej przez The Awake Network.