Zgłoszenie się na psychoterapię jest równoznaczne z uznaniem, że potrzebujemy czyjejś pomocy, że potrzebujemy wsparcia w dalszym rozwoju. Dlaczego czasami tak trudno jest zrobić ten pierwszy krok i umówić się na spotkanie?

Uznanie, że potrzebujemy pomocy równoznaczne jest z tym, że czujemy się nieco słabsi, zależni, zdani na kogoś innego. Bez uznania tego, że tak jest nie jesteśmy w stanie tak autentycznie „otworzyć się na pomoc” i w pełni z niej skorzystać. Ten stan bycia potrzebującym jest pod wieloma względami mniej przyjemny niż bycie silnym, radzenie sobie samemu niezależnie od okoliczności. Nic zatem dziwnego, że uciekamy (często nie w pełni zdając sobie z tego sprawę) od pełnego uznania, że pomoc może być nam potrzebna.

Ta bariera, którą musimy w sobie pokonać jest często na tyle duża, że znajdujemy bardzo dużo argumentów, aby nie korzystać z pomocy. Zwykle najczarniejszy scenariusz, który sobie wyobrażamy lub „półświadomie” przeczuwamy to, że zbierając się w sobie, zbierając wszystkie siły poprosimy o pomoc, a następnie nie zostanie nam ona udzielona. Przecież w przeszłości tak bywało i za każdym razem odczuwaliśmy to bardzo boleśnie. „Lepiej nie ryzykować, w końcu jest jak jest, to co się dzieje w moim życiu to nie koniec świata, ludzie mają trudniejsze sytuacje, więc może sytuacja sama jakoś się poprawi.” Zdarza się oczywiście, że ludzie nie pomagają, ale jeśli już tak się zdarzy, to najczęściej z dwóch powodów.

Po pierwsze, my sami nie potrafimy w pełni wyrazić, że tego potrzebujemy. Zamiast wprost prosić robimy dwuznaczne aluzje albo żądamy pomocy. Jedno i drugie wynika najczęściej z tego, co wcześniej pisałem – nie jesteśmy w stanie w pełni uznać, że tej pomocy potrzebujemy, dlatego uciekamy od tego stanu w aluzje lub żądania. A przecież żądać pomocy, a o nią prosić to duża różnica, prawda? Takie żądanie stawia drugą osobę w bardzo trudnej, żeby nie powiedzieć niemożliwej do wybrnięcia sytuacji – niby komunikujemy, że mamy do kogoś zaufanie, zdajemy się na niego, żeby nam pomógł, a z drugiej strony sposób w jaki to robimy zupełnie temu zaprzecza. Czasami pewien rodzaj kary albo osądu – „jeśli ci się nie uda mi pomóc, to pożałujesz” – wisi wtedy w powietrzu.

Po drugie, ludzie rzeczywiście czasami nie pomagają nawet jeśli jasno i spójnie to komunikujemy, ale mają do tego przecież pełne prawo. Żeby komuś pomóc trzeba mieć czas, energię, trzeba umieć i potrafić to zrobić. Nie każda osoba i nie w każdym momencie swojego życia jest w stanie pomagać. Problem z tym, że wtedy my najczęściej interpretujemy to tak: „no tak, jestem do niczego, prawdziwa ofiara losu ze mnie, nikt mi nie chce pomóc” albo też uważamy, że ktoś odrzucił tę prośbę o udzielenie nam wsparcia złośliwie, a nie np. z braku czasu. Niestety zamiast szukać dalej, prosić o pomoc inne osoby, często to fałszywe przekonanie, że „już w ogóle nie można na nikogo liczyć” sprawia, że zamykamy się w sobie i cierpimy jeszcze gorzej.

W kontekście pracy psychoterapeutycznej czasami chodzi o jeszcze jedną sprawę, a mianowicie wybór tematu do pracy. Niektórzy obawiają się, że psychoterapeuta będzie np. chciał szukając rozwiązania pracować z wydarzeniami z przeszłości klienta chociaż on może nie mieć na to ochoty. Taka sytuacja jest absolutnie niedopuszczalna. Jakiekolwiek tematy (a już szczególnie zajmowanie się trudnymi sytuacjami z wcześniejszych okresów życia klienta) podejmowane w trakcie psychoterapii muszą być w pełni akceptowane przez osobę zgłaszającą się na terapię.

Autorem artykułu jest Maciej Gendek, psycholog i psychoterapeuta w inspeerio.