Scenka rodzajowa jakich wiele. Sklep, młoda mama, rozwrzeszczany dwulatek i starsza pani. Dwulatek pragnie nowego resoraka, ale już wie, że go nie dostanie. Im bardziej to do niego dociera, tym głośniej krzyczy. A im głośniej krzyczy, tym dosadniej komentuje jego zachowanie starsza pani: „Co za niegrzeczne dziecko!”, „Wstydź się!”, „Twoja mama powinna cię zostawić w tym sklepie i już po ciebie nie wrócić”.
Znacie takie sytuacje? Oczywiście, że tak. Niesnaski na linii dziecko-rodzic rzadko przecież zostają pozostawione same sobie. Otaczający nas ludzie – bliscy nam, ale i całkiem obcy czują się upoważnieni, ba! zobowiązani do tego, by podzielić się z nami obserwacjami na temat naszych dzieci i „złotymi radami” związanymi z rodzicielstwem. Możliwe że właśnie stąd bierze się deklarowana często niechęć do poradników związanych z rodzicielstwem. Być może nie czytamy ich, gdyż nie chcemy po raz kolejny poczuć jak bardzo nasze doświadczenie różni się od zero-jedynkowych metod proponowanych na kartach książek. Nie chcemy czuć w trakcie lektury jeszcze większej złości, bezsilności i poczucia rodzicielskiej niekompetencji. A nade wszystko nie chcemy czuć nad nami surowej i nieadekwatnej oceny kogoś z zewnątrz.
Istnieją na szczęście książki dla rodziców emanujące ciepłem i zrozumieniem. Takie, po przeczytaniu których czujemy się jako rodzice silniejsi i mądrzejsi. Książki, które uaktywniają nasze emocjonalne zasoby i sprawiają, że częściej uśmiechamy się do swoich dzieci i do siebie samych. Moją prywatną listę takich książek otwiera „Dialog zamiast kar” Zofii A. Żuczkowskiej. To książka, która sprawia, że chcemy być lepsi, nie tylko w kontakcie ze swoimi dziećmi, ale i z ważnymi dla nas osobami dorosłymi.
O czym jest „Dialog zamiast kar”? Przede wszystkim o komunikacji z dzieckiem. I to nie komunikacji jako narzędziu do osiągania naszych – rodzicielskich – celów, lecz autentycznym porozumieniu, dzięki któremu potrzeby obu stron komunikacji są dostrzeżone i uszanowane. Nie jest to również kompendium komunikacyjnych technik. Autorka twierdzi bowiem, że autentyczna komunikacja z dzieckiem nie wymaga żadnych szczególnych umiejętności. Do tego, by się porozumieć wystarczy gotowość do przyjęcia drugiej strony taką, jaką jest.
Po drugie książka ta porusza temat potrzeb i tego jak bardzo ich zaspokojenie (lub nie) wpływa na nasz emocjonalny rozwój. Pozwala rozróżnić nasze zachowania od emocji, a te ostatnie od potrzeb, jakie za nimi stoją. Autorka czerpie tu garściami z teorii „Porozumienia bez przemocy” (NVC) i książek Jaspera Juula.
Po trzecie zaś to książka o tym, że ważniejsze od metod wychowawczych jest to, jakimi my – rodzice – jesteśmy ludźmi. Dlatego też najistotniejszym zadaniem rodzicielstwa jest praca nad sobą samym.
A jak toczą się dalsze losy opisanej powyżej triady dziecko-mama-starsza pani? Mama ignoruje coraz wyraźniejsze posykiwania i ponaglenia zirytowanej klientki sklepu. Nachyla się powoli nad swoim synkiem. Słyszę jak pyta go spokojnym głosem: „Jesteś zdenerwowany? Chciałbyś zabrać samochodzik do domu?”. Synek jeszcze trochę szlocha, jeszcze ciągnie rękę mamy w stronę regału z zabawkami, ale już nie krzyczy. Słyszę cichutkie „tak, jestem zdenerwowany”. W sklepie robi się cicho. Synek ociera łzy i maszeruje dziarsko w stronę kasy. Bez samochodzika. Uśmiecham się pod nosem i zastanawiam się, czy mama zna książkę Żuczkowskiej, choć pewnie nie – zadziałała tu pewnie jej rodzicielska intuicja i zaufanie we własne kompetencje. Tak wielu rodzicom brakuje jednak tego ostatniego. Ulegają zewnętrznym presjom, starają się spełnić zawyżone rodzicielskie standardy i wtłoczyć w nie swoje dziecko.
„Dialog bez przemocy” to nie kolejna książka o wychowaniu dzieci, to książka o tym, jak być z nimi. Polecam ją wszystkim rodzicom, dziadkom i osobom pracującym z dziećmi. To również świetne uzupełnienie książek Marshalla Rosenberga i jego pozycji z nurtu „Porozumieniem bez przemocy”.
Książka do nabycia tutaj.
Sabina Sadecka.