– Dzień dobry – powiedział Bilbo i powiedział to z całym przekonaniem, bo słońce świeciło, a trawa zieleniła się pięknie. Gandalf jednak spojrzał na niego spod bujnych, krzaczastych brwi, które sterczały aż poza szerokie rondo kapelusza.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał. Czy życzysz mi dobrego dnia, czy oznajmiasz, że dzień jest dobry, niezależnie od tego, co ja o nim myślę; czy sam dobrze się tego ranka czujesz, czy może uważasz, że dzisiaj należy być dobrym?
– Wszystko na raz – rzekł Bilbo. – A na dodatek, że w taki piękny dzień dobrze jest wypalić fajkę na świeżym powietrzu.
J. R. R. Tolkien, „Hobbit”
A Ty, którym uchem słuchasz najczęściej?
Dziś chciałabym pokazać, że zmiana nawyków w słuchaniu przyczynić się może do lepszego porozumiewania się z innymi oraz zmniejszenia naszego poziomu stresu czy napięcia w kontaktach międzyludzkich. Zapraszam więc do eksperymentu, którym zwykłam rozpoczynać warsztaty z komunikacji.
Wyobraź sobie, że pracujesz w kilkuosobowym zespole projektowym z Matyldą. Waszą przełożoną jest Kasia. Matyldy dziś nie ma w biurze, a Ty jesteś w trakcie przygotowywania zestawienia, kiedy do pokoju wpada szefowa i mówi: „Matylda znów nie przygotowała raportu na czas”. Zapisz proszę, co sobie pomyślałeś/pomyślałaś w związku z tą wypowiedzią.
Ostatnio, gdy przeprowadzałam ten eksperyment w dwunastoosobowej grupie, padło dwanaście różnych odpowiedzi, które sprowadzić można do czterech kategorii. Odpowiedzi części osób krążyły wokół odgadywania intencji wypowiedzi Kasi. „Czego ona ode mnie chce – zastanawiali się. Czy ja mam zgłosić się na ochotnika i przygotować ten raport za Matyldę?” Inni zapisali: „Aha, Matylda znów nie zrobiła tego, co do niej należy”. Nieliczna grupa zastanawiała się, czy przełożona jest zdenerwowana i co jej wypowiedź mówi o niej jako szefowej. Ostatnia grupa przemyśleń to ta, która odnosiła się do panujących w pracy relacji: „Na pewno przełożona uważa, że jesteśmy złym zespołem. Teraz padło na Matyldę, następnym razem, gdy mnie nie będzie w pracy, to ja stanę się ofiarą pomówień. Jestem do niczego”.
Fascynujący jest fakt, że jedno proste zdanie wywołać może tak różne odpowiedzi (póki co w myślach, ale co w myśli, to później w zachowaniu). Friedemann Schulz von Thun powiedziałby, że każda z nich powstała w wyniku specjalizacji jednego z uszu słuchacza. Teoretyk komunikacji i terapeuta opisał człowieka jako istotę wyposażoną potencjalnie w 4 uszy (używającą jednak najczęściej tylko jednego z nich):
- ucho apelowe – przy jego pomocy zadajemy sobie pytanie, czego rozmówca od nas chce, oczekuje, o co prosi,
- ucho rzeczowe – ustala fakty, zbiera informacje,
- ucho relacyjne (lub drażliwe) – interpretuje wypowiedź na poziomie relacji, każe pytać, co wypowiedź mojego rozmówcy mówi o naszych stosunkach, za kogo mnie on ma,
- ucho terapeutyczne – każe zastanawiać się, kim jest mój rozmówca, co jego wypowiedź mówi o nim samym.
Zwrócić przy tym należy uwagę, że nie wiemy, o co chodziło Kasi. I często nie dowiadujemy się, ponieważ nasze ucho interpretuję tę wypowiedź wbrew lub mimo intencji nadawcy, w najlepszym razie – jego posiadacz nie dopytuje o tę intencję, ponieważ swoją interpretację traktuje jako fakt.
A Ty – którym uchem słuchasz najczęściej?
Na pewno znacie takie osoby, które zapytane o to, czy smakuje im herbata, podrywają się z krzeseł, by wstawić wodę. Oraz takie, którym jeśli się powie: „ładnie wyglądasz”, podejrzliwie zapytają, czy chcemy je pocieszyć. Czy takie, które uparcie komunikaty dotyczące uczuć sprowadzać będą na poziom faktów. Wszystko to właśnie kwestia specjalizacji jednego ucha. W pierwszym przypadku – apelowego, w drugim – relacyjnego, w trzecim – rzeczowego. Komunikacja rozgrywa się natomiast na wszystkich czterech poziomach i gdy o tym zapominamy narażamy się na nieporozumienia lub nie mamy szansy wydostać się ze swojej głowy, żyjemy w świecie swoich przekonań, w coraz większym napięciu i samotności. Jak z niej wyjść?
Piąte ucho
Friedeman Schulz von Thun wskazuje, że gdy mamy do czynienia w naszym środowisku z osobami, które uważamy za „trudne” zbawienne może okazać się słuchanie ich wypowiedzi uchem terapeutycznym, poszukującym informacji „Co mówisz o sobie samym?”. Przyczynić się to może – poprzez zrozumienie nadawcy – do poprawienia relacji i utrzymania dobrostanu psychicznego. Byłoby czymś niesłychanie dobrym, wskazuje terapeuta, gdybyśmy emocjonalnych wybuchów naszych rozmówców, ich żalów i wyrzutów potrafili słuchać tym uchem. Pomogłoby to nam łatwiej akceptować czyjeś uczucia z pominięciem przesadnej troski o siebie. Ale niesie to również za sobą przynajmniej dwa niebezpieczeństwa. Taki odbiorca będzie potrafił zbagatelizować każdą uwagę: „Kto się na mnie złości, albo ma inne zdanie, z tym wyraźnie jest coś nie w porządku”. Innym niebezpieczeństwem jest psychologizacja. Chodzi o mechanizm, który za każdą wypowiedzią widzi psychiczny mechanizm, który ją napędza. Ucho ujawniania siebie powinno więc być nastawione nie na diagnozę, czy odkrywanie prawdy, ale na wczucie się w świat wartości, myśli, uczuć rozmówcy. Przez aktywne słuchanie, które jest narzędziem tego ucha, odbiorca pomaga nadawcy wejść głębiej w siebie.
Najlepszym rozwiązaniem okazuje się zatem tego rodzaju słuchanie, którego fundamentem jest założenie, że wypowiedź jest zawsze tyleż dziełem nadawcy, co odbiorcy. Słuchać tak można wyczulonym na swoje ograniczenia uchem terapeutycznym bądź do koncepcji von Thuna dodać ucho jeszcze jedno, które nazwałabym na użytek tego tekstu – coachingowym, nastawione na poszerzanie samowiedzy. Z jednej strony, pozwala ono przyjrzeć się komunikacji z tak zwanego metapoziomu (co się dzieje w naszej rozmowie? Czego nie ujawniamy? Co przeszkadza osiągnąć porozumienie? Jakie blokady pojawiają się po obydwu stronach?), z drugiej stawia pytanie o to, czego nowego dowiaduję się o sobie, gdy refleksją obejmę moją komunikację, zachęca, by do każdego stwierdzenia z kolumny A dodać pytanie z kolumny B:
Kolumna A Kolumna B
On jest nudziarzem. Dlaczego nie potrafię mu przerwać?
Ona ma skłonności do dominowania. Dlaczego pozwalam nad sobą panować?
On jest bezradny i niesamodzielny. Dlaczego załatwiam za niego jego sprawy?
A co zrobić z wyobrażeniami, które powstają w naszej głowie w trakcie rozmowy? Najlepiej je ujawnić i sprawdzić, czy są realne. Po pierwsze, to, co nie zostało wypowiedziane, obciąża komunikację. Po drugie, wskazuje von Thun, niewypowiedziane uczucia przemieniają się w truciznę niszczącą ciało i ducha. Po trzecie, wypowiedziane uczucia pozwalają na dokonanie zmian w rzeczywistości emocjonalnej. Zachęcam więc, by następnym razem, gdy Kasia wejdzie do naszego pokoju zrobić trzy rzeczy:
1. zastanowić się, którym uchem usłyszałam/usłyszałem wypowiedź,
2. zastanowić się, co mi ta reakcja mówi o mnie, jak wypowiedź szefowej może przyczynić się do poszerzenia mojej samowiedzy,
3. zadać jej pytanie, na przykład: „Jak mam rozumieć Twoją wypowiedź?” lub „Czego ode mnie w związku z tym potrzebujesz?”
Korzystałam z: F. Schulz von Thun, Sztuka rozmawiania, cz. 2 Rozwój osobowy, Kraków 2006.
Joanna Krajewska