We can do hard things
Glennon Doyle

Chcę wiedzieć, czy potrafisz znieść
porażkę, moją albo swoją i nadal,
stojąc u brzegów jeziora w srebrnej pełni,
wołać do księżyca: TAK!
Oriah



To było sierpniowe popołudnie, kiedy Sabina przesłała mi ten wiersz-opowieść. Było ciepło, a ja szłam gwarną, jasną ulicą i pozwalałam ciału i duszy spokojnie płakać. Przypominałam sobie jednocześnie wszystkie moje życiowe akty odwagi i towarzyszące im strachy. Kiedy więc myślałam o książce roku 2017, cały czas serce rwało mi się do tego wiersza, który towarzyszył mi potem jesienią i zimą tak mocno i tak często układał mnie w osobę, jaką chcę być, że postanowiłam odrobinę złamać naszą portalową zasadę i napisać Wam nie o książce, a o moim wierszu roku.

Wiersz opowiadaczki Oriah (przypisywany Mary Oliver, choć nie jest jej tekstem) znajdziecie na przykład tutaj.

Pomyślałam sobie o nim, jako o wierszu przywracającym mnie do życia, bo jest w nim to, czego w życiu szukam, co uparcie próbuję praktykować, czego uczą mnie moi klienci i przyjaciele, czego i ja staram się uczyć dla siebie, ciągle i ciągle od nowa. Myślę sobie, że ta właśnie czynność „przywracanie siebie do życia” jest czymś takim dla mnie najważniejszym i jakoś najbliższym. Różnie żyjemy, dobrze, jeśli wiemy, że chcemy właśnie tak. Dobrze pewnie, jeśli trochę wiemy, jak to jest żyć „po naszemu”. Ale przecież bywa różnie. Bywa trudno. To, czego ja jakoś najważniejszego dowiedziałam się o życiu, to że mam je jedno. I że nie zawsze była to dla mnie wystarczająca motywacja do tego, by je doglądać, pielęgnować, tak jak pielęgnuje się źródło wszystkiego, co mam, wszystkiego, kim jestem. Ale to przecież takie ludzkie. Czytając ten wiersz, przypominam sobie wszystkie znane mi, moje i nie-moje, historie ucieczek z życia i wydaje mi się, że czasami może być tak, że trzeba się najpierw porządnie wytrenować w uciekaniu, żeby dowiedzieć się o sobie, że to nie ten kierunek podróży, czasem nawet nie ten kontynent. To trzeba dokładnie sprawdzić, żeby potem, kiedy znowu zachce się uciekać (a przecież wszystkim nam się czasem tego zachciewa) trochę prędzej wybierać drogę tego pięknego teamu: przyjętego lęku i zaproszonej odwagi. Bo o tym też jest dla mnie ten wiersz-opowieść: że życie pielęgnuje się zapraszając odwagę, a odwaga rośnie dzięki przyjętemu lękowi. Dzięki temu wierszowi ciągle więc i ciągle na nowo przypominam sobie, że potrafię robić w życiu trudne rzeczy, nawet jeśli (zazwyczaj) z jednoczesnym strachem w sercu. Że potrafię siebie przekraczać, bo wybieram bycie blisko ludzi, którzy obdarowują mnie możliwością towarzyszenia (również) w ich trudnych i ciemnych momentach życia. Bo wybieram bycie blisko siebie – obdarowując mnie samą możliwością rozglądania się po moim bólu i moich życiowych przesileniach. I wiem, że od tego rosnę i że zawsze warto to robić. Warto się od siebie nie odwracać. Warto nie odwracać się od ludzi. To pewnie dzięki temu wszystkiemu życiowe momenty światła smakują potem tak wybornie.

Myślę też trochę i o tym, że bez tej ciągle i ciągle na nowo pielęgnowanej odwagi nie miałabym w życiu tej pięknej możliwości uczenia się, jak być człowiekiem. A za tę naukę dziękuję i Wam moi gabinetowi Rozmówcy i Rozmówczynie, i Wam, moi najmilsi Przyjaciele i Przyjaciółki. W tym roku głównym moim i najcenniejszym zajęciem było uczenie się przyjaźni. To był piękny i trudny rok. I dobrze, że był.

Przyjmijcie więc Oriah do Waszych serc i kto wie, może i dla Was któraś z jej pięknych opowieści stanie się tekstem przywracającym Wam życie? Szukajcie siebie w nowym roku wytrwale i odważnie. I nie bójcie się bać. To takie ludzkie. I dziękuję Wam za ten rok, dobrze mi było dla Was pisać i gościć Was w moim życiu (i być goszczoną w Waszych). Dziękuję!

Maria Sitarska