Lubię listopadową ciszę i listopadowe chłody. Cenię sobie zmyślność świata, który naturalnie zaprasza nas do zatrzymania się. Listopad to miesiąc, w którym dołączyłam do zespołu inspeerio. Od tego czasu minęły dwa lata, a ja zbudowałam w sobie opowieść o wdzięczności...
Jest dla mnie niewyczerpanym źródłem poruszeń obserwowanie, jak w najtrudniejszych nawet chwilach w życiu, kiedy wydaje się, że świat na wszystkich płaszczyznach jest bezlitośnie czarny – potrafimy dostrzec palące się w oddali światło.
Marzy mi się świat, w którym dorośli pamiętaliby swoje dziecięce smutki, złości i zachwyty. Świat, w którym każdy nosiłby w sobie mapę, która prowadzi po jego najistotniejszych potrzebach, ich niespełnieniu i chwilach harmonii.
Około 90% z nas miało lub będzie miało w swoim życiu myśli rezygnacyjne. Jedni z nas powiedzą sobie wprost: nie chcę już żyć, inni: nie wyobrażam sobie żyć długo lub: chciałbym/ chciałabym zniknąć, mam dość. A jednak większość z nas pozostaje po stronie życia.
Lubię rozmyślać nad przepastnością życia, nad wielością dróg i możliwości. Nad tym, że ludzkich historii nie da się zamknąć w stałych, jednowymiarowych i niezmiennych prawidłach, ani też z całkowitą pewnością przewidzieć, w którą stronę potoczą się losy i co nas w życiu spotka.
Kiedy byłam mała, miałam pewnie nie więcej niż 6-7 lat, maszerowałam po podwórku z kulką plasteliny przyczepioną do sznurka. To był mój najlepszy przyjaciel, pies, kot lub inne stworzenie, które darzyłam wówczas dziecięcą miłością i przywiązaniem.
Podchodziłam do tej książki jak do jeża. W zasadzie to do jej tytułu. Nie potrafiłam znaleźć drogi do połączenia świata, w którym rzeczy są opłacalne, ze światem, w którym rośniemy w poszukiwaniu własnych, użytecznych nam sensów.