Hygge to zapożyczone z języka duńskiego słowo, które w tym sezonie opanowało internet i przeniknęło do powszechnej świadomości jako metoda doświadczania szczęścia w codzienności, szczególnie tej szaro-burej i słotnej związanej z aktualną porą roku.
Największą siłą napędową każdego wystąpienia publicznego jest nieprzeparta ochota podzielenia się jakąś ideą z innymi w myśl hasła: „Występuj po to, żeby dawać”.
Gdyby nie strach i lęk prawdopodobnie nasz gatunek by nie przetrwał. Dzięki tym emocjom w organizmie na widok zagrożenia uruchamia się reakcja alarmowa i mechanizm walki lub ucieczki. Lęk ma ogromne znaczenie adaptacyjne.
Psychoterapia ma wiele twarzy. W świadomości potocznej jest kojarzona z leżeniem na kozetce, wywoływaniem duchów przeszłości i tropieniem nieuświadomionych traum z dzieciństwa.
Badacze motywacji już dawno temu odtrąbili, że motywowanie metodą kija i marchewki nie działa. Że pracownicy - zamiast szefa stojącego nad nimi z przysłowiowym batem - wolą być zarządzani przez demokratycznego lidera, który potrafi wzbudzić entuzjazm i motywację wewnętrzną.
„Nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi” - mawiał Theodore Roosevelt. Dlaczego zatem nasz Wewnętrzny Krytyk bywa dla nas tak surowy i karze nas za najmniejsze słabości? Dlaczego odbiera radość z sukcesów, wciąż wytykając niedoskonałości? A następnie, poddaje je bezlitosnej katastrofizacji, która ma destrukcyjny wpływ na naszą samoocenę („Popełniłem błąd podczas prezentacji przed zarządem. Na pewno prezes obetnie mi za to premię, a - kto wie - może nawet zdegraduje.”)