„chcę Pana, mój drogi, prosić […], by spróbował Pan polubić same pytania – niczym zamknięte izby albo książki napisane w całkiem obcym języku.”
Reiner Maria Rilke
„Spotkanie ze swoim nierozwiązalnym i wiecznym konfliktem to spotkanie z Bogiem”.
Marie-Louise von Franz
„Jesteś niedokończonym wierszem.”
Kelly Wilson <3
Terapia nie jest konstruowaniem odpowiedzi. Jest uporczywym zadawaniem pytań niemożliwych do ujęcia czarno-białymi ramami powstałymi w naszej głowie („jak odejść i nie zranić?”, „jak zapomnieć największą tragedię mojego życia?”, „jak dbać o siebie i zostawić wszystko po staremu?, „jak wyzdrowieć nie zajmując się tym, co bolesne?”). Za tymi pytaniami stoi (choć zadający je jeszcze o tym nie wiedzą) zapowiedź łagodnej rewolucji, stoi ugruntowana świadomość (a nie wypracowana wiedza), wartości ponad celami i jasność kierunku, której (nawet gdyby się chciało) odwidzieć się już nie da. Im jednak silniejsze wyłanianie się nowego, tym uporczywsze chronienie tego, co organizowało życie do tej pory. Nowe oznacza bowiem niepewne, ryzykowne, dotykające do żywego. Nowe to skok na główkę do basenu niewiedzy. Niewielu z nas się na to odważa.
Terapia jest też zatem stopniowym mieszczeniem tego, czego poszukujemy, otwieraniem się na nowe ramy, budowaniem zaufania, przez które może wślizgnąć się nowy porządek, rozpoznawaniem (a nie rozpisywaniem) dobrych dla nas rozwiązań. To nowe jest tak naprawdę starym, było z nami zawsze, pukało do nas poprzez pomyłki popełniane stale, ale uparcie, ból, dla którego nie znajdowaliśmy powodu i ludzi, którzy trafiali swoją istotą prosto do naszego serca (czasami trafiali na plus, czasami wręcz przeciwnie). Gdybyśmy mniej słuchali swoich myśli, a bardziej oglądali swoje dusze, nowy/stary porządek nie musiałby tak długo w nas czekać.
Tymczasem robimy wiele, by żyć życiem niedobrym dla nas. Strażnicy iluzji dobrego życia zdają się być tacy rozsądni, tacy poważni, tacy bezkompromisowi:
- „Tyle już zainwestowałam, nie mogę się wycofać”;
- „Ludzie pomyślą, że sobie nie radzę”;
- „Jak może żyć mi się dobrze, gdy mojej rodzinie żyje się źle”;
- „Co złego w dążeniu do perfekcji?”;
- „Już na mnie za późno…”;
- „Byle tylko nie bolało”;
- „Wolę się nad tym nie zastanawiać”;
- „To ich wina…”;
- „Poczekam aż moje lęki mi przejdą”;
- „Nie wiem, co dalej”;
- „Nigdy się tego nie nauczę”
- …
Nowe wyłoni się (jeśli mu tylko na to pozwolisz) z bezsilności. Gdy okazywać się będzie, że reguły, na których opieramy swoje życie, zawężają nasze życie do ciemnego i wąskiego tunelu. Idąc tym tunelem możemy mieć pewność, że „mamy rację” i „żyjemy poprawnie”, ale na tym lista egzystencjalnych zdobyczy się skończy. Jest za to sporo cierpienia, niespełnienia i powtórek scenariuszy na przeżycie (za życia) czyśćca (o czyśccu pisałam też tutaj).
Prawdopodobnie nie będzie gongu, który obwieści nowy początek/nowe rozdanie/nowego Ciebie. Nie będzie drogowskazów, które wyprowadziłyby Cię skrótem z tunelu cierpienia, w którym tkwisz. Będą jedynie zapowiedzi, które może nawet początkowo przeoczysz. Zapomnisz o deadline’ie i uznasz, że świat się nie kończy. Napiszesz do terapeuty, że potrzebujesz rozmowy z nim, choć wcześniej mówiłaś mu jedynie o jego nieskuteczności. Nie kupisz pięknej sukienki. Powiesz żonie „coś jest w tym, co mówisz”. Rozpłaczesz się. Wspomnisz swoją porażkę i po raz pierwszy od lat nie będziesz jej w myślach mielił godzinami. Dostaniesz ataku paniki i będziesz wiedział, że on się za chwilę skończy. Przemilczysz pół sesji. Odmówisz. Zauważysz, że świeci słońce. Zobaczysz, że wstyd to najgorszy nauczyciel. Wściekniesz się. Zaufasz radarowi, który powie „ten człowiek skrzywdzi cię, uciekaj”. Powiesz prawdę. Pójdziesz do kosmetyczki. Albo do kościoła.
Świat (wespół z Twoimi lękami) będzie przywoływał Cię do starego. Wysyłał upartych strażników, budował zasieki z powinności, poczucia winy i katastroficznych wizji przyszłości, w której giniesz nie słuchając napomnień zaczynających się od „nigdy”, „zawsze”, „nie waż się”. Ale nowa Ty będzie się zakorzeniać w życiu głębiej niż Twoje krytyczne i wątpiące słowa. To może zająć miesiąc, rok, niemal całe życie. Ale gdy będziesz gotowy, to w stronę dobrego życia, życia na Twoich zasadach będzie Cię kierować wszystko. Ziarna dobrego życia zasiewać będzie napotkany przypadkowo mural, wiersz z czytanki Twojego dziecka, słowa nieznajomej w tramwaju, obrazy pojawiające się w głowie podczas porannego joggingu…
Nie szukałeś tych (p)dpowiedzi. To one Cię odnalazły. Nie są definicjami (bo te są zawsze węższe od życia), są wrażliwością na to, co dobre (a nie na to, co właściwe). Psychoterapia – jako jedna z dróg odnajdowania siebie – jest łagodnym docieraniem do tej wrażliwości, czasami tego docierania impulsem, bywa też że wieloletnim jej wyłuskiwaniem lub zwieńczeniem. Popycha do zadawania pytań i nieprzeoczania odpowiedzi. A droga znajdowania swojego życia nigdy się nie kończy, nie ma tu punktu dojścia, nie ma ulgi zadbania o wszystko, o co zadbać się dało. Zawsze jest jeszcze jeden więcej ryzykowny, choć zarazem konieczny (tak jak koniecznością jest >nasze własne duże życie<) krok do zrobienia.
Jakie zatem niemożliwe do odpowiedzi pytania zapoczątkują łagodną rewolucję w Twoim życiu? I co jeśli w tej rewolucji będziesz – jak to mówi – Kelly Wilson – „crazy successful”?
*O niedokończonych wierszach usłyszałam na wspaniałym warsztacie Kelly’ego Wilsona na światowej konferencji ACBS w Dublinie. Jeszcze Wam o nim napiszę.
PS To tekst osadzony mocno w moim rozumieniu terapii akceptacji i zaangażowania. I choć nie padają w nim behawioralno-radykalne terminy, wierzę, że co wnikliwsi act-owcy odnajdą w nim koncepty kreatywnego poczucia beznadziei, niewrażliwości na kontekst (którą zabiera nam użycie języka) i wzmocnień, jakie daje nam życie w zgodzie z wartościami. No i trackingu, pliance i augmentingu :).