Z niecierpliwością czekałam na ten artykuł. Jakie książki zarekomendują inspeeriowi psycholodzy, terapeuci, coachowie? Do dziś jestem wdzięczna za polecane w ubiegłym roku „Oskarżam Auschwitz” i „O chłopcu wychowywanym jak pies”.

Ten artykuł traktuję także jako podsumowanie swojego „psychologicznego roku czytelniczego”. I kiedy myślę o tym, co czytałam w 2016 roku to dochodzę do wniosku, że zajmowało mnie przede wszystkim radzenie sobie ze stratą, traumą, chorobą onkologiczną, relacja umysł-ciało, uważność, wspieranie dzieci, młodzieży i rodziców i oczywiście psychoterapia. To także rok książkowych powrotów, m. in. do „Psychowzroczności” Daniela Siegela czy „Patrząc w słońce” Irvina Yaloma.

Kiedy jednak myślę o książce najważniejszej, nie skłaniam się ku  podręcznikom psychoterapii czy poradnikom psychologicznym; bez żadnych wątpliwości wybieram „Pieśni bełkotu. Mamine godzinki” autorstwa Erwina Mortiera. W „Pieśniach bełkotu…” autor opisuje, w jaki sposób doświadcza choroby Alzheimera swojej matki. W tym przejmującym, poetyckim zapisie postępującej choroby Motrier szuka – szuka wspomnień z dzieciństwa w swojej pamięci; szuka momentu rozpoczęcia się choroby mamy; szuka swojej mamy w osobie, którą się stała w związku z chorobą; szuka w swojej rodzinie „normalności” sprzed choroby – czy to możliwe, że wszystko jest tak bardzo inaczej, choć i ludzie, i miejsca wyglądają tak samo?; szuka dobrych słów, by opowiedzieć o tym, jak jego mama gubi słowa, jest z nich ogołacana, znika wraz z nimi; wreszcie,  pełen lęku, szuka początków choroby u siebie… Mortier szuka też siebie samego – poprzez łączność z przeszłością i przyszłością, kruchością i śmiertelnością wszystkiego i wszystkich, także własną; poprzez słowa, dzięki którym istnieje i które są jego amunicją w walce z nie-byciem, znikaniem. Mnóstwo w tej książce prawdy i bólu. I chyba dlatego (choć nie tylko) kojarzy mi się z „Zorkownią” i z „Tato, gdzie jedziemy?”. „Pieśni bełkotu…” to jednak piękna książka. Przypomniała mi o tym, co jest dla mnie ważne. Dowiedziałam się z niej więcej o niesieniu cierpienia, lęku, samotności i strat, niż z niejednego podręcznika psychoterapii (nie umniejszając oczywiście wartości i roli podręczników!). Polecam każdemu „Pieśni bełkotu. Mamine godzinki”.

Katarzyna Rawska