“Często słyszę, że wykonuję najłatwiejszy zawód świata. Po prostu siedzę, słucham, rzadko się odzywam i jeszcze mi za to płacą. Osoby, które tak mówią najwyraźn...
Jest dla mnie niewyczerpanym źródłem poruszeń obserwowanie, jak w najtrudniejszych nawet chwilach w życiu, kiedy wydaje się, że świat na wszystkich płaszczyznach jest bezlitośnie czarny – potrafimy dostrzec palące się w oddali światło.
Jakiś czas temu miałam przyjemność zwiedzić niewielką galerię sztuki. Mieściła się ona w mieście, na którego mapie bardzo ważnym punktem jest Kościół Katedralny. Katedra jest celem licznych wycieczek, a dla mieszkańców stanowi powód do dumy. Nie dziwi więc fakt, że lokalni artyści niezwykle często przedstawiali i przedstawiają Katedrę na swoich obrazach.
Wydawałoby się, że dla klienta celem terapii jest szeroko rozumiana zmiana, a więc m. in. zakończenie cierpienia (o ile to możliwe) czy adaptacja do trudnej sytuacji. Okazuje się jednak, że wizyta w gabinecie może mieć różne cele, a praca nad zmianą nie zawsze jest tym, czego klient oczekuje od terapii.
Około rok temu napisałam krótką recenzję książki „Żyć w rodzinie i przetrwać". Już wtedy wiedziałam, że jest to książka wyjątkowa i że będę do niej wielokrotnie wracała. I ostatnio wracam do niej niezwykle często, szczególnie w kontekście pracy z klientami cierpiącymi z powodu straty.
W zeszłym tygodniu otrzymałem list od mojej synowej, w którym opisała mi szóste urodziny swojej córki. Dzień po urodzinach mała zrobiła coś, za co została skrzyczana, po czym powiedziała do matki: 'Okropnie trudno jest być sześciolatką. Mam w tym tylko jednodniowe doświadczenie'.
Nie jest trudne do wyobrażenia, że kilka osób obserwuje tę samą sytuację (np. słucha tego samego wykładu, ogląda ten sam film, czyta tę samą książkę, obserwuje tę samą sprzeczkę), a ma na jej temat zupełnie różne spostrzeżenia, refleksje, inaczej ją ocenia, zwraca uwagę na różne szczegóły. Jak to możliwe? Jeden wspólny bodziec i tak wiele różnych reakcji? Irvin Yalom pisze, że prawdopodobnie jest tylko jedno wyjaśnienie: każdy ma swój własny świat wewnętrzny (zbudowany z myśli, przekonań, doświadczeń itd.) i przez jego pryzmat postrzega i interpretuje zdarzenia. Wydawałoby się, że język umożliwia ludziom budowanie pomostów między ich światami wewnętrznymi.
Rodzina to przestrzeń, w której wszystko się zaczyna. To w rodzinie rozpoczynamy proces budowania własnej osobowości i tożsamości, nawiązujemy pierwsze relacje, tworzymy więzi, przeżywamy straty. Virginia Satir, znakomita terapeutka rodzinna, nie ma wątpliwości, że dorośli odpowiedzialni za życie rodziny są twórcami ludzi.