Niemal od początku życia da się zaobserwować napięcie między dopełniającymi się potrzebami bezpieczeństwa i autonomii. Rozwój wymaga stopniowego i adekwatnego do wieku przejścia od (…) więzi do indywiduacji. Żaden z tych aspektów nigdy nie zanika w całości i żaden nie powinien dominować kosztem drugiego.
Gabor Mate Kiedy ciało mówi nie
„Bardzo bym chciał wyjechać za granicę i tam budować swoje życie, ale kto wtedy przejmie rodzinną firmę, którą rodzice tworzą od lat i którą miałem przejąć?”
„Chciałabym najpierw skupić się na rozwoju zawodowym, a potem dopiero mieć dzieci, ale mama tak bardzo czeka na wnuki. Nie chcę jej ranić”.
„W mojej rodzinie święta to – od zawsze – czas, który spędzamy razem. Ale w tym roku tak bardzo bym chciał wtedy wyjechać z przyjaciółmi. Czy mogę? Jak zareaguje na to moja rodzina?”
„Chociaż ojciec pije odkąd pamiętam, to nikt nie mówi o tym wprost. Ta sytuacja jest dla mnie nie do zniesienia i już nie chcę milczeć na ten temat. Co się stanie, gdy nazwę sprawy po imieniu?”
Kto z nas nie stanął przed podobnym dylematem: między pragnieniem bycia sobą, życia zgodnie z własnymi potrzebami i wartościami, a pragnieniem wywiązania się z lojalności wobec rodziny i życia zgodnie z obowiązującymi w rodzinie regułami? Dylematu między autonomią a lojalnością wobec rodziny pochodzenia (czyli tej rodziny, z której się wywodzimy) doświadczamy wszyscy. Być może podczas czytania powyższych przykładów przychodziły Ci do głowy Twoje własne dylematy (przeszłe, już rozwiązane, aktualne, z którymi się właśnie mierzysz, albo przyszłe, co do których masz przeczucie, że za jakiś czas się pojawią). Dylemat między autonomią a lojalnością jest elementem rozwoju; pojawia się i domaga rozwiązania (a raczej rozwiązywania po wielokroć, na różnych etapach życia, w odniesieniu do różnych sytuacji). Do przyglądania się rodzinnym lojalnościom zapraszają zwłaszcza takie momenty w życiu, które wiążą się z podejmowaniem dużych decyzji; takich, które mocno wpłyną na nasze dalsze życie (np. wybór drogi zawodowej, rodzinnej, wybór miejsca do życia itd). Wszyscy w jakiś sposób te dylemat rozwiązujemy. Zatrzymajmy się więc przy nich.
Czym jest lojalność rodzinna?
Lojalność jest jak niewidzialna nić, która splata członków rodziny ze sobą. Przędzą tej nici są przekazy międzypokoleniowe: wypracowane przez pokolenia reguły i zasady, sprzyjające przetrwaniu i dobremu życiu. Te reguły są obecne w formie przekonań, sposobów reagowania, zachowań, rytuałów i dotyczą różnych aspektów życia, m.in: radzenia sobie z emocjami (np. „Nie wolno się złościć”), rozwiązywania konfliktów (np. „Najstarszy ma decydujący głos”), wyrażania troski (np. „Gdy gotuję Ci obiad to znaczy, że się Tobą opiekuję”), stosunku do przeciwności (np. „Każdy kłopot to szansa” lub „Jak jedna rzecz pójdzie nie tak, to pociąga za sobą kolejne problemy”), wychowywania dzieci (np. „Nie wolno bić dzieci”), relacji z ludźmi spoza rodziny (np. „Ufaj tylko rodzinie”), roli pracy (np. „Najpierw obowiązki, potem przyjemności”), tego, czemu rodzina nadaje wartość (np. „Zdrowie jest najważniejsze”) i wielu, wielu innych spraw (głównie tych istotnych, ale zdarza się, że i błahych).
Na kwestię lojalności wobec przekazów rodzinnych zwrócił uwagę amerykański psychiatra Ivan Boszormenyi-Nagy. Lojalność wobec przekazów rodzinnych traktował jako siłę sprzyjającą zachowaniu ciągłości rodziny, pozwalającą rodzinie zachować tożsamość i odróżniać się od innych rodzin/systemów. Terapeuci systemowi do dziś są szczególnie uważni na kwestie lojalności rodzinnych: traktują te lojalności jako jedno z ważnych wyjaśnień, dlaczego ludzie są, jacy są i wspólnie z klientami terapii przyglądają się lojalnościom.
Jak powstają i utrwalają się zasady, wobec których mamy być lojalni?
Każda rodzina jest inna, każda ma swoją własną historię. Każda też sama stanowi o tym, co dla niej dobre, a co złe.
Od rodziny nie można uciec
Zasady kształtują się w wyniku doświadczeń rodzinnych, zwłaszcza tych krytycznych. To, co pomogło przetrwać jednemu pokoleniu, zostanie przekazane kolejnemu, jako sprawdzony sposób na przeżycie. Mnóstwo przykładów znajdziemy w literaturze, np. w licznych książkach Mikołaja Grynberga czy w „Pogłosach” Marii Buko; autorzy opisują wpływ traum wojennych doświadczonych przez jedno pokolenie na kolejne pokolenia i na reguły funkcjonowania całych rodzin.
Powstawaniu i utrwalaniu się przekazów mocno sprzyja biologia: nasze układy nerwowe są plastyczne i kształtują się pod wpływem doświadczeń. Jeśli więc obserwujemy i doświadczamy sposobu życia naszej rodziny, to dostosowujemy się do niego i uczymy się reagować w taki sposób, by było to dopasowane do warunków, w jakich żyjemy, np. tłumimy złość, bo nie było na jej okazywanie przyzwolenia w naszej rodzinie, ale okazujemy smutek, bo ta emocja była „milej widziana”. Odbywa się to nieświadomie, zupełnie poza naszą decyzyjnością; po prostu internalizujemy zasady obowiązujące w naszej rodzinie i traktujemy je jako zupełnie oczywiste, własne, przyjmujemy, że „tak właśnie działa świat”. Jeśli nasze układy nerwowe nauczyły się pewnych sposobów działania, to będą nas zapraszały do powtarzania tego, co dobrze umieją. A to z kolei działa utrwalająco.
Nośnikiem rodzinnych zasad są także narracje rodzinne czy rodzinne mity (autorem ostatniego pojęcia jest Antonio Ferreira). Te mniej lub bardziej jawne (czasem są wypowiadane, a czasem nie), ale jednak dobrze znane wszystkim zasady, stanowią instrukcje działania, np. „W mojej rodzinie nie ma rozwodów (więc i ja się nie rozwiodę, choćbym nie wiem jak nieszczęśliwa była)” czy „Nie można nikomu w pełni ufać (więc nie zaprzyjaźnię się z nikim)”.
Z utrwalaniem przekazów międzypokoleniowych wiąże się także uczucie, którego bardzo nie lubimy. Mowa o poczuciu winy. Najczęściej pojawia się ono, gdy chcemy działać/działamy niezgodnie z przekazami. Jest do tego stopnia nieprzyjemne, że wizja jego pojawienia się stanowi potężny bodziec do niezmieniania niczego i do pozostania lojalnym. To tak, jakby sposób życia, który znamy, domagał się, żebyśmy go powielali, a poczucie winy pełni rolę strażnika tego powielania (i niezmiany).
Lojalność jako dar
Skoro tworzymy rodzinne reguły i przekazujemy je sobie z pokolenia na pokolenie, to muszą istnieć ważne ku temu powody. O lojalności myślę jak o wspaniałym sposobie na zatroszczenie się o kolejne pokolenia poprzez przekazanie im życiowych mądrości. W końcu, gdy ma się przepis na życie, nie jest się tak bezradnym wobec rzeczywistości, lecz można się w niej poruszać bezpieczniej i z większą pewnością.
Lojalność to łącznik między mną a poprzednimi pokoleniami, forma bliskości z członkami rodziny, których już nie ma, których może nawet nie poznałam, ale których echa wybrzmiewają we mnie. Mogę mieć dzięki temu poczucie, że nie jestem sama na świecie, że przynależę. Co ważne, lojalność to łącznik również z przyszłymi pokoleniami, które dopiero się pojawią. Przynależę więc nie tylko do przeszłości, ale też do przyszłości. A to z kolei pobudza odpowiedzialność: mam po co starać się żyć dobrze i wypracowywać swój wkład w rodzinne przekazy, bo przejmą je przyszłe pokolenia.
Przekazywanie reguł przez jedno pokolenie i lojalność kolejnego pokolenia wobec tych reguł to forma wzajemnego okazania sobie miłości i troski. To tak, jakby poprzednie pokolenia mówiły: „To są nasze sposoby na życie. Sprawdziliśmy je, pomogły nam przetrwać, wiemy więc, że są skuteczne. Weź je. Daję je Tobie (a nie komuś przypadkowemu), bo Cię kocham i chcę dla Ciebie wszystkiego, co najlepsze. Jeśli i Ty nas kochasz – korzystaj z tego”.
Kłopoty z lojalnością
To, co często dla zewnętrznego obserwatora jest zachowaniem destrukcyjnym, dla rodziny może nie mieć takiego znaczenia.
Wprowadzenie do systemowego rozumienia rodziny
Lojalność rodzinna jest sensowna, uzasadniona i potrzebna. Ale ma też swoją ciemną stronę. Choć lojalność to nić spajająca rodzinę, to może stać się też nicią krępującą i blokującą w rozwoju: i rodzinę, i poszczególnych jej członków. A rozwijamy się wtedy, gdy wprowadzamy zmiany, gdy robimy inaczej, niż dotychczas.
Zasady, wobec których mielibyśmy być lojalni, powstawały w innym kontekście niż ten, w którym my żyjemy, mogą być więc nieaktualne, niedopasowane i niezgodne z aktualnym stanem wiedzy, a przestrzeganie ich – co najmniej unieszczęśliwiające, a czasem nawet groźne. Np. dbanie o bezpieczeństwo w czasie wojny może wymagać innych działań niż dbanie o bezpieczeństwo w czasie pokoju; sto lat temu metody wychowawcze lat były z pewnością inne, niż dziś, a korzystanie z niektórych dawnych zasad (np. przyzwalających na przemoc fizyczną i psychiczną wobec dzieci) byłoby niezgodne z wiedzą na temat potrzeb dzieci, niezgodne z prawem i katastrofalne w skutkach.
Reguły mogą być też niedopasowane do konkretnych osób: do mnie, do Ciebie. Nawiązując do przykładów z początku tekstu: nawet jeśli milczenie na temat uzależnienia od alkoholu jednego z członków rodziny było rodzinną strategią, ja nie chcę tego powielać; nawet jeśli dla kobiet w mojej rodzinie macierzyństwo było najważniejszym i pierwszym zadaniem w dorosłości, to ja mogę mieć inne potrzeby. Mówi o tym koncepcja przystosowawczości, którą stworzył Hans Selye, dobrze znany psychologom badacz stresu. Zgodnie z tą koncepcją, każdy organizm dysponuje pewnym zakresem możliwości przystosowania się do zastanych okoliczności (tymi okolicznościami są także zastane reguły rodzinne). Ale nie możemy przystosować się do każdych okoliczności, odpowiedzieć na wszystkie oczekiwania i po prostu przyjąć wszystkich reguł życia oferowanych nam przez rodzinę: jeśli coś przekracza nasze możliwości adaptacji i jest niedopasowane do nas, to potrzebujemy zadziałać elastycznie, kreatywnie, w zgodzie ze sobą i przeciwko temu, co zastane. Im jesteśmy starsi, tym więcej autonomii zdobywamy (potrafimy przetrwać sami, bez opieki rodziców, samoregulować się i dbać o swoje podstawowe potrzeby) i tym bardziej potrzebujemy się separować i żyć po swojemu. Murray Bowen, amerykański psychiatra, mówił w tym kontekście o dyferencjacji, czyli wyodrębnianiu się: w toku naszego indywidualnego rozwoju potrzebujemy się wyodrębnić, odróżniać od naszych rodzin (ale i od innych systemów), określać i podtrzymywać autonomię. Możemy przecież mieć talenty i możliwości inne, niż nasi dziadkowie czy rodzice. Możemy mieć okazje do doświadczania tego, co naszym przodkom nie było dane. Dlaczego mielibyśmy siebie samych zatrzymywać w rozwoju i nie pozwalać sobie i swojemu życiu rozkwitać tak pięknie, jak to tylko możliwe? I tu pojawia się kwestia konfliktu lojalności. Stajemy wówczas w obliczu ważnego pytania: jak mogę się wyodrębnić i jednocześnie zachować łączność z rodziną? I czasem odpowiedzi przychodzą same, a czasem szukanie ich jest pracą na całe życie. Jak możemy siebie w tym procesie wspierać?
Rozwiązania
W terapii rodzinnej wszystko, co zostanie omówione i wydobyte na wierzch, traci swoją niszczącą moc
KJ: Jak sobie z tym radzić?
IN: Tak jak z naszą nieświadomością. Można starać się ją poznać i w najlepszym razie oswoić. Podobnie trzeba oswoić przekaz transgeneracyjny: trzeba mieć świadomość że on istnieje i działa we mnie.
Od rodziny nie można uciec
Pierwsze pytanie, które warto sobie zadać (i które zawsze pojawia się w terapii systemowej), to: po co? Po co chcesz zajmować się przekazami rodzinnymi? Po co chcesz rozpoznawać rodzinne przekazy i – być może – podejmować próby przeformułowania ich? Czy chcesz w przekazach rodzinnych poszukać wyjaśnień swoich działań czy decyzji? Czy dotychczasowe reguły przyczyniają się do Twojego lub czyjegoś cierpienia? Czy uniemożliwiają Ci coś (dbanie o siebie lub bliskich Ci ludzi/życie tak, jak pragniesz/itd.)? Czy uderzają w Twoje wartości? W jakie? Czy zaprzeczają temu, czego chciałbyś/chciałabyś dla swoich dzieci? Zdarza się, że nielojalność to jedyny sposób, by zatrzymać międzypokoleniowy łańcuch przemocy albo uzależnień. Zdarza się, że bycie nielojalnym wobec przekazów rodzinnych to jedyny sposób, by zachować lojalność wobec siebie: swoich potrzeb, pragnień, wartości i np. stworzyć sobie warunki pracy, w których będziemy mogli rozkwitać. A jakie jest Twoje „po co?”?
Nawet jeśli już wiesz „Po co?”, kolejnym ważnym pytaniem jest: czy masz na to zasoby? Czy to jest dobry czas w Twoim życiu na zajmowanie się przekazami rodzinnymi? Czy masz teraz odrobinę miejsca w swojej głowie i sercu na refleksję nad tym? I czy masz gotowość do podejmowania ryzyka i wychodzenia poza to, co znane?
Kiedy już wiemy „po co?” i wiemy, że dysponujemy odpowiednimi zasobami, możemy iść dalej. Przekazy rodzinne zazwyczaj oddziałują na nas poza naszą świadomością. Ważnym krokiem jest więc objęcie ich naszą świadomością: zauważenie, rozpoznanie i nazwanie. W terapii systemowej sporo miejsca poświęcamy poznawaniu przekazów rodzinnych. Sprzyja temu praca z genogramem, czyli drzewem genealogicznym rozszerzonym o opis relacji między poszczególnymi członkami rodziny. Praca z własnym genogramem wnosi również wiele wyjaśnień dotyczących źródeł przekazów: pozwala zrozumieć, jak to się stało, że przekazy powstały? Jakie okoliczności życia naszych przodków zaprosiły ich do stworzenia takich, a nie innych reguł? W terapii zazwyczaj jest to moment bardzo poruszających odkryć. Najczęściej okazuje się bowiem, że te reguły miały w przeszłości wartość chroniącą. Zauważenie tej chroniącej wartości to też forma uszanowania przekazów (nawet jeśli nie zdecydujemy się z nich dalej korzystać).
Zatem, dwa ważne obszary do rozpoznawania na tym etapie, to:
- Jakie przekazy otrzymałam/otrzymałem?
- W jakich okolicznościach te przekazy powstały? Co sprawiło, że się utrwaliły? Komu i w czym pomagały?
Zauważenie i nazwanie przekazów, które na nas oddziałują, pozwala zbudować między nimi a nami choć trochę dystansu. Ten dystans z kolei daje możliwość przyglądania się przekazom i decydowania, które z nich przyjmiemy (bo nam służą), a których nie (bo są nieaktualne, nie pasują do naszego życia, a może nawet przyczyniają się naszego lub czyjegoś cierpienia).
Pojawiają się wtedy ważne pytania:
- Czy te zasady pasują do mojego życia i do okoliczności, w których się znajduję?
- Czy te zasady pasują do mnie, do moich pragnień, potrzeb, talentów, wartości?
- Które z tych zasad mi dotychczas pomagały? Które doceniam szczególnie?
- A które mnie krępowały w byciu sobą i w pełnym, szczęśliwym życiu?
- Które z nich przydadzą mi się teraz? Z których chcę nadal korzystać?
- A z których zrezygnuję? I jakimi innymi je zastąpię?
Nie zapominajmy jednak o strażniku lojalności: o poczuciu winy. Ono się pewnie pojawi jako odpowiedź na zmiany. Poczucie winy jest jak alarm, który mówi (a raczej krzyczy): „Działasz przeciwko bliskości, przeciwko więziom, wystawiasz się na niepewność, a to wszystko jest groźne. Wracaj do starych sposobów działania! Bądź lojalny/lojalna!”. W tym kontekście warto zadbać o co najmniej dwie kwestie:
- Jeśli odrzucę część rodzinnych reguł na rzecz moich własnych, to jak inaczej (realnie lub symbolicznie) zadbam o bliskość i więź z rodziną? Jeśli nie lojalność, to jakie inne nici będą łączyły mnie z bliskimi? Np. jeśli odmówię corocznego udziału w świątecznych spotkaniach, to jak inaczej podtrzymam więź z dalszą rodziną? Zaproponuję spotkanie w innym terminie? A może zaproponuję rozmowę telefoniczną? A może raz na kilka lat wezmę udział w spotkaniu rodzinnym?
- Jak poradzę sobie z poczuciem winy jeśli pojawi się ono pomimo mojej (ale innej niż dotychczas) dbałości o więzi? Z jakich zasobów wtedy skorzystam? Może przywołam moje „po co?”? Może przypomnę sobie, że te reguły były skuteczne w innym czasie w przeszłości, teraz natomiast potrzeba innych, współczesnych, dopasowanych do mojego „tu i teraz”? Może poszukam pomocy u kogoś, kto wesprze mnie mówiąc: „to w porządku żyć po swojemu”? A może pobędę z moim poczuciem winy, pozwolę mu wybrzmieć i… pójdę dalej, w kierunku, w jakim wybieram?
Spotkanie z poczuciem winy to jednak nie koniec. Przed nami jeszcze zmierzenie się z tym, co zastaniemy, gdy przekroczymy granicę poczucia winy i zadziałamy nielojalnie wobec przekazów (ale lojalnie wobec samego/samej siebie). Gdy odmówimy spędzenia świąt z rodziną, gdy odmówimy przejęcia rodzinnej firmy i wyjedziemy z Polski, gdy czasowo lub całkowicie zrezygnujemy z macierzyństwa, gdy, jako pierwsi w rodzinie, nie będziemy milczeć na temat uzależnienia ojca – będzie to miało swoje konsekwencje. My sami na to jakoś zareagujemy: może doświadczymy ulgi, może strachu, może smutku i tęsknoty, a może miliona innych odczuć, których nie jesteśmy w stanie teraz przewidzieć. Inni ludzie też na to jakoś odpowiedzą: może zrozumieniem, może zaskoczeniem, może złością, może ulgą, może poczują się zainspirowani, może nas odrzucą, a może zrobią coś jeszcze innego.
- Jak sądzisz, co napotkasz po przekroczeniu granicy poczucia winy? Jakiej swojej reakcji się spodziewasz? A jakiej reakcji innych?
- Czy jesteś w stanie zaakceptować, że może się tak zdarzyć, że i Twoja reakcja, i reakcja innych, będzie zupełnie różna od tego, co sobie wyobrażasz?
- Jak wesprzesz siebie podczas spotkania z nowym? Z jakich zasobów skorzystasz?
- W jaki sposób chcesz na to (dziś jeszcze nieznane) nowe odpowiedzieć? (Zaciekawieniem? Milczeniem? Czekaniem? Jeszcze inaczej?)
- Gdy odmówisz dbania o więzi poprzez wywiązywanie się z lojalności, jak inaczej zadbasz o więzi i bliskość z rodziną? W jaki sposób zatroszczysz się o to, by nić nie została zerwana?
- Jak poradzisz sobie ze stratą dotychczasowego kształtu relacji?
- Jak poradzisz sobie z całkowitą stratą relacji i zerwaniem nici, jeśli Twoje „wypowiedzenie lojalności” okaże się dla bliskich nieakceptowalne?
- I czy dajesz sobie prawo do zmiany zdania i renegocjowania ze sobą swoich własnych reguł jeśli okaże się, że lojalność wobec przekazów rodzinnych jest Ci niezbędna i że chcesz do niej wrócić?
To trudne pytania. A gdy robi się trudno, to:
- Warto wrócić do początku i przypomnieć sobie „Po co to wszystko?”. Czy Twoje „po co?” jest wystarczająco mocne i istotne (dla Ciebie!), by było w stanie wesprzeć Cię w tym procesie rozpoznawania przekazów, negocjowania, świadomego przyjmowania, zmieniania, odrzucania, tworzenia nowych i radzenia sobie z (różnymi) tego konsekwencjami?
- Warto również zapytać siebie: czy zadbałam/zadbałem odpowiednio o uszanowanie przekazów i o podtrzymanie łączących mnie z rodziną nici?
- I wreszcie: z jakich zasobów możesz skorzystać?
O układaniu się z rodzinnymi przekazami (a więc o zadecydowaniu, które z nich przyjmujemy, a których nie) myślę jak o pracy (większej lub mniejszej, bardziej lub mniej uświadomionej, ale raczej dłuższej, niż krótszej), którą każdy z nas ma do wykonania. Zarówno nasze lojalności wobec przekazów rodzinnych (a więc przyjęcie i przekazanie ich dalej), jak i nielojalności (a więc rozwijanie, zmienianie ich) stanowią nasz własny wkład w przekaz międzypokoleniowy. Zarówno wprowadzamy korektę do istniejącej już historii rodzinnej, jak i dopisujemy swój autorski kawałek. Ta historia i tak zawsze będzie nieskończona i otwarta: kolejne pokolenia będą z niej częściowo czerpać, częściowo ją zmieniać i częściowo tworzyć na nowo. I tak jest dobrze. Trzymam kciuki za Ciebie i Twoje poszukiwania rozwiązań odwiecznego dylematu między autonomią a lojalnością. (I za swoje własne też.)
Katarzyna Rawska
Literatura:
„Wprowadzenie do systemowego rozumienia rodziny” pod redakcją B. de Barbaro
„Kiedy ciało mówi nie” G. Mate
„Od rodziny nie można uciec” C. Gawryś, K. Jabłońska, I. Namysłowska