(…) w żałobie jesteśmy niepodobni do nikogo. Nasza żałoba jest unikalna i wyjątkowa, jak nasze odciski palców. Nikt nie przeżywa żałoby dokładnie tak, jak ktokolwiek inny.
Kenneth J. Doka „Żałoba jest podróżą”

Mówi się, że kiedy poczwarka zasypia w kokonie, żeby zmienić się w motyla, to stopniowo cały jej materiał komórkowy ulega rozpuszczeniu, powstaje całkowicie nowa struktura. Z dawnej gąsienicy nie pozostaje ani jedna komórka. Po przepoczwarzeniu taki motyl podobno zupełnie nie pamięta, czym wcześniej był, ponieważ kiedy opuszcza kokon, nie ma w nim ani jednej z pierwotnych komórek. Mimo wszystko, po przemianie bardzo szybko wraca do miejsca, w którym przebywał jako gąsienica i zaczyna sobie przypominać wszystko z okresu przed przepoczwarzeniem.
Barbara Pachl-Eberhart „Cztery minus trzy”

Życie i wspominanie nie wykluczają się  nawzajem. Wprost przeciwnie. Wspominać znaczy żyć. Spoglądanie wstecz przychodzi łatwiej temu, który z miłością idzie dalej.
Barbara Pachl-Eberhart „Cztery minus trzy”

Strata wszechobecna
Nie znam osoby, która nie doświadczyła straty kogoś lub czegoś. Już samo istnienie czasu i przeszłości nieodzownie łączy się z traceniem. O tym, jak bardzo strata jest wpisana w nasze życie wspaniale uczy nas przyroda: choćby zmiennością pór roku i koniecznością żegnania kolejnych wiosen, lat, zim i jesieni.

Najbardziej spektakularną stratą jest oczywiście śmierć. Nie jest to jedyna okoliczność, w której tracimy. Zmiana pracy, przeprowadzka, narodziny dziecka, przejście na emeryturę, utrata sprawności – te i wiele innych zdarzeń wiążą się z doświadczaniem straty. Każda decyzja to także strata – tego, czego nie decydujemy się nie wybierać.

Strata jako konsekwencja miłości
Nie mogłabym napisać niczego o stracie, gdybym wcześniej nie napisała o miłości. Bo nie da się stracić, jeśli wcześniej się nie kocha. Ziarno straty może wyrosnąć tylko na gruncie miłości – do drugiego człowieka czy jakiejkolwiek innej wartości.

„Żałoba to cena, jaką płacimy za miłość”, czytam w pięknej książce-przewodniku „Żałoba jest podróżą” Kennetha Doki.

„Miłość i strata to dwie strony tego samego medalu”, przypominam sobie słowa usłyszane na kursie psychoterapii, na zajęciach poświęconych pomaganiu w radzeniu sobie ze stratą.

I wreszcie.

„(…) oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci”. Nawet słynne słowa przysięgi małżeńskiej, która są przecież symbolem miłości, zawierają w sobie zapowiedź straty.

I myślę sobie, że to wielka odwaga: angażowanie się, chcenie, kochanie, bo to za każdym razem niesie ze sobą ryzyko straty. O tym właśnie jest ból straty: o miłości do tego, co utraciliśmy i o tęsknocie za tym.

Czasem wydaje się, że bezpieczniej będzie nie angażować się, nie kochać. „Niektórzy tak boją się śmierci, że rezygnują z życia” pisze I. Yalom („Mama i sens życia”). Ale to tylko pozorne bezpieczeństwo, bo poczucie straty i tak się pojawi: straty szans, możliwości, potencjału.

Jesteśmy w stanie przeżyć stratę
Skoro strata jest wszechobecna, to z pewnością potrafimy sobie z wszelkimi stratami radzić. Radzić sobie nie w znaczeniu „bycia dzielnym” i „nieodczuwania czy nieokazywania cierpienia i innych uczuć”, ale w znaczeniu przyjmowania i akceptowania straty i bólu, który powoduje, adaptacji do nowej rzeczywistości, uczenia się dzięki stratom i budowania siebie i swojego życia dalej.

„Nie przestaje mnie zadziwiać hart ludzkiego ducha. Ludzie uważają, że jest jakaś granica wytrzymałości, po przekroczeniu której nie będą już dawać rady. Tymczasem (…) ludzka zdolność do adaptowania się i przesuwania tych granic wzbudza moje nieustające zdumienie” – pisze lekarka paliatywna, Kathryn Mannix, w swojej książce „Ostatnie chwile”.

„Wiesz, to jest tak, że kiedy zdarza się coś bardzo złego, budzą się w tobie siły, o których nawet nie miałaś wcześniej pojęcia” – to słowa Barbary Pachl-Eberhart, o której kilka słów napisałam poniżej.

Przeżyć stratę po swojemu
Żałobę można oglądać przez pryzmat pewnych etapów, które opisała Elisabeth Kübler-Ross. Przeczytacie o nich tutaj. O ile jest to jeden z opisów (pewnie niejednokrotnie pomocny), w których można się przeglądać, to z pewnością nie jest to jedyna perspektywa. Bo czy to możliwe, by jakiekolwiek ramy czy fazy pomieściły złożoność naszej ludzkiej natury?

Popatrzmy zatem na radzenie sobie ze stratą tak, jak proponuje proponuje Kenneth J. Doka: „(…) w żałobie jesteśmy niepodobni do nikogo. Nasza żałoba jest unikalna i wyjątkowa, jak nasze odciski palców. Nikt nie przeżywa żałoby dokładnie tak, jak ktokolwiek inny”.

Barbara Pachl-Eberhart, autorka i bohaterka książki „Cztery minus trzy”, w swojej opowieści o stracie męża i dzieci czeka na kolejne fazy żałoby, wypatruje ich, a to, co się z nią dzieje, próbuje opisać przez pryzmat tych faz. W końcu rezygnuje z tych oczekiwań i decyduje się wyjść na spotkanie z samą sobą i swoimi emocjami. Spotyka więc i swój ból, i wszystkie uczucia – od smutku, po złość, żal, strach, ekscytację, radość, bezradność, poczucie winy, wdzięczność, samotność, beznadzieję, rozpacz. I kolejne uczucia. W nieprzewidywalnej kolejności i nasileniu. I wszystkie swoje potrzeby – bycia z ludźmi, bycia bez ludzi, płaczu, snu. I wiele, wiele więcej. To przerażające – bo pozbawione planu, kontroli i wiedzy o tym, jaka faza właśnie trwa, a jaka przyjdzie potem. To, jednocześnie, uwalniające – bo pozwala jej być prawdziwą.

Po swojemu, czyli jak?
Przede wszystkim z uszanowaniem własnego tempa, emocji i potrzeb. Z uważnością na to, czego nam w danej chwili potrzeba, a czego zupełnie nie. Ze stałym pytaniem siebie, co jest dla nas w danej chwili możliwe, a co zupełnie nie. Z dystansem wobec oczekiwań i rad innych (np. że po roku od straty „wrócimy do siebie”, albo „jest za wcześnie, by tańczyć”), które mogą zupełnie rozmijać się z tym, co w nas. Z luksusem niewywierania na siebie presji.

„Uważam wtedy na siebie jak na nowo narodzone dziecko, co chwila rozstrzygam, czego mi potrzeba i co jest dla mnie odpowiednie. Często szybko się to zmienia”. Tak pisze Barbara i myślę, że to bardzo cenna wskazówka.

Zrób miejsce stracie. Nie negocjuj jej z nikim, tylko Ty wiesz, jakie znaczenie miało dla Ciebie to, co straciłeś. Nawet jeśli nikt Twojej straty nie uznaje, Ty bądź jedyną osobą, która to robi. „Możemy opłakiwać stratę wszystkich i wszystkiego, do czego kiedykolwiek się przywiązaliśmy” (Kenneth J. Doka). Uznaj stratę, przyjmij ją i siebie jej doświadczającego. Kenneth J. Doka pisze o dwóch stylach radzenia sobie z żałobą i określa je żałobą serca i żałobą rozumu. Żałoba serca wiąże się z większą koncentracją na emocjach – są one na pierwszym planie w doświadczaniu straty, mogą być zaskakujące (takim uczuciem może być na przykład ulga, ale też złość, poczucie krzywdy czy winy) i wymykające się „fazom”. Żałoba rozumu z kolei wiąże się z koncentracją na działaniu. Nie jest to oczywiście sztywny podział i oba style mogą współistnieć. Każdy z tych stylów, o ile jest zgodny z nami, jest w porządku i jest wyrazem indywidualnego, niepodlegającego ocenie radzenia sobie i uhonorowania ważności tego, kogo lub co straciliśmy.

„Po swojemu” oznacza także z zadbaniem o to, czemu nadajemy wartość. Najczęściej nawet w obliczu straty możemy działać zgodnie z miłością. Właśnie o działaniu zgodnie z miłością wtedy, gdy nic już nie można zrobić, jest książka „Ostatnie chwile” – bardzo ją Wam polecam. W jaki sposób możesz podkreślić znaczenie tego, kogo lub co straciłeś? Pomocne mogą być różnego rodzaju rytuały – zarówno te uniwersalne, jak i te niepowtarzalne, stworzone przez Ciebie, np. napisanie listu, stworzenie obrazu lub wiersza, urządzenie przyjęcia. Taki rytuał może być wyrazem np. podtrzymania więzi, przebaczenia, upamiętnienia, afirmacji lub przejścia.

„Po swojemu” to także ze wsparciem z zewnątrz – takim, jakiego potrzebujemy. Bliscy mogą nie wiedzieć, jak mogliby być pomocni, a ich działania, choć kierowane intencją pomocy, mogą być zupełnie niewspierające. Powiedzmy im o tym. Wsparcie może pochodzić nie tylko od naszych najbliższych, ale także z grup wsparcia, od terapeuty, z książek (może tych, o których wspominam w tym tekście?) czy filmów. Pozwólmy sobie po to sięgać.

„Po swojemu” to także w swoim tempie. Być może wspierające będzie chronienie siebie przed kolejnymi zmianami – bo strata, której doświadczamy, może nas wystarczająco obciążać i możemy nie mieć zasobów, by adaptować się do kolejnych zmian.

Kim teraz jestem? O budowaniu siebie od nowa i robieniu miejsca życiu
Czego dotyczy Twoja strata? I nie chodzi tu o to, kogo lub co dosłownie straciłeś. Kobieta, która poroniła, może doświadczać utraty nadziei na siebie-mamę. Mężczyzna, który został zdradzony przez żonę, może doświadczać utraty zaufania we wszystkich bliskich relacjach. Osoba, która została okradziona, może doświadczać utraty poczucia bezpieczeństwa. Człowiek, który traci rodzica może doświadczać utraty poczucia ochrony. Emeryt, który stracił ukochanego psa, może zmagać się z poczuciem utraty jedynego łącznika ze światem zewnętrznym. Oczywiście w każdej z tych sytuacji najpewniej pojawi również się cała gama innych emocji. Jednak to, co te sytuacje łączy, to naruszenie obrazu naszej tożsamości. Nie jestem już tym, kim byłem. Więc kim jestem?

„Jak długo jest się tym, który został? I może pytanie jeszcze ważniejsze: gdy już się nim nie jest, kim jest się wtedy?” pyta Barbara Pachl-Eberhart. To wielkie pytania i odpowiedzi na nie prawdopodobnie nie przyjdą od razu.

Im bardziej strata dotyka naszej tożsamości i dotyczy naszego codziennego funkcjonowania, tym bardziej wymagające może być adaptowanie się do niej. I tym łagodniejsi powinniśmy być dla siebie w tym budowaniu siebie od nowa.

Nie da się „wrócić do dawnego siebie” (w znaczeniu bycia dokładnie taką samą osobą jak przed stratą), bo strata po prostu nas zmienia. Nie da się też straty raz na zawsze „przepracować” (w znaczeniu zneutralizowania jej, odebrania jej możliwości wpływania na nas), lecz trzeba stratę wbudować w życie i zaakceptować, że będziemy z nią szli dalej. I ona może być bardziej lub mniej obecna i wyraźna w różnych momentach naszego życia. Ból straty przycichnie, a potem znów odżyje. Kenneth Doka nazywa to „przypływami żałoby”. I nie ma w tym nic „złego”, tak jest w porządku.

Z tym wbudowywaniem straty w życie jest trochę jak z gojeniem się ran. Początkowo rana jest źródłem bólu, potem dyskomfortu, być może też uniemożliwia nam podejmowanie dotychczasowych aktywności. Potem powstaje blizna, która nie znika nigdy, lecz z czasem staje się mniej widoczna i może zupełnie w niczym nam nie przeszkadzać, lub przeszkadzać jedynie okresowo. Z blizną być może wrócimy do wielu ważnych dla nas zadań i spraw, ale może być też tak, że część z nich stanie się dla nas niedostępna – okresowo, lub na zawsze, natomiast pojawią się inne, nowe. Co ważne, nie wszystkie rany goją się tak samo – niektórym potrzeba więcej czasu lub specjalnych zabiegów.

Choć doświadczanie straty może stać się centralnym punktem w życiu i sprawić, że „cała reszta” przestaje mieć znaczenie, to ta „reszta” nie przestaje istnieć. Wiele się zmieniło i te zmiany pewnie zmienią Ciebie – Ty jednak wciąż żyjesz.

Jak przywitasz swoje nowe, zmienione życie?

W jaki sposób możesz zadbać o inne swoje wartości w obliczu bólu, którego doświadczasz?

Z dbania o co w swoim życiu nie możesz lub nie chcesz rezygnować?

W jaki sposób zadbasz o swoją łączność z życiem w czasie?

Co sprzed straty zaprosisz najpierw? A co potem? Do czego nigdy nie wrócisz?

Co zupełnie nowego zaprosisz do swojego życia?

Sygnały alarmowe
Choć podkreślam unikalność przeżywania każdej straty przez każdego człowieka, warto przyglądać się radzeniu sobie ze stratą (swojemu lub czyjemuś) z troską. I jeśli w tym przeżywaniu doświadczamy obaw o swoje lub czyjeś zdrowie fizyczne (ze względu na np. nadużywanie substancji psychoaktywnych, samookaleczenia, myśli i próby samobójcze) i/lub o zdrowie psychiczne (ze względu na np. długotrwałe doświadczanie silnych emocji, długotrwałe wycofanie z życia) to warto rozważyć wizytę u psychoterapeuty czy psychiatry, by wspólnie poszukać dróg do zintegrowania straty i zaangażowania się w życie. Bo to jest możliwe.

Katarzyna Rawska

Być może zaciekawią Was również te teksty powiązane z tematem straty:

„O wartościach, ścieżce serca i książkach, które pytają o sens”, część 1
” O wartościach, ścieżce serca i książkach, które pytają o sens”, część 2
„O wewnętrznej mapie i konieczności aktualizowania jej”